Tomek Ziętek jest uznawany za jednego z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia w Polsce. Ma na swoim koncie role w wielu interesujących produkcjach, w tym w nominowanym do Oscara „Bożym Ciele”, „Cichej nocy” czy „Hiacyncie”. Choć nie narzeka na brak aktorskich wrażeń, tym razem nie rozmawiamy o kolejnym filmie albo serialu, tylko o muzyce. Jesienią tego roku światło dzienne ujrzy bowiem jego debiutancki album. Oto, co mu w duszy gra. 

Tomek Ziętek w wywiadzie dla Glamour.pl

Asia Twaróg: Kiedy w Twoim życiu pojawiła się muzyka?

Tomek Ziętek: Prawdopodobnie pojawiła się wcześniej niż mam tego świadomość. Towarzyszy mi w zasadzie od zawsze. Uczyłem się gry na skrzypcach w szkole muzycznej. Występowałem na różnych apelach i akademiach. Tak naprawdę trafiłem do szkoły aktorskiej za sprawą muzyki. A konkretnie do szkoły wokalno-aktorskiej. To właśnie wtedy odkryłem swój talent aktorki, który rozwijam przez ostatnie dziesięć lat. 

Dlaczego uznałeś, że właśnie teraz jest dobry moment na zintensyfikowanie działań muzycznych i rozwój kariery solowej?

Nigdy nie ma dobrego momentu (śmiech – przyp. red.). Zmieniło się moje podejście do tego, w jaki sposób myślę o swojej twórczości. Dojrzałem. Stwierdziłem, że ten materiał jest wystarczająco dobry, żeby się nim podzielić. No i uświadomiłem sobie, że ewentualne upadki, błędy czy porażki są wpisane w proces twórczy. Koniec z wymówkami.

Spotykamy się w dość ekscytującym momencie. W streamingu dostępne są już dwa utwory z twojego solowego repertuaru – „Your Kiss” oraz „CMON”. Premiera albumu zbliża się wielkimi krokami. Jak czujesz się w kontekście tego, co dzieje się wokół ciebie?

Choć przyszedłem do wytwórni z gotowym materiałem, praca nad albumem wciąż trwa – bombluje, fermentuje. Przed nami ostatni etap – wypiek, czyli premiera albumu. Odpowiadając na Twoje pytanie, czuję się dobrze w tym procesie. Jednocześnie jestem ciekawy weryfikacji całości na żywo – przed publicznością. To będzie kluczowy element. 

Zobacz także:

fot. Maciek Lachowicz / materiały prasowe

Tomasz Ziętek o łączeniu aktorstwa i działalności muzycznej

Jestem ciekawa, czy „muzyka czy aktorstwo?” to pytanie, które najczęściej teraz słyszysz?

Tak, słyszałem to pytanie wielokrotnie. Nadal nie potrafię na nie odpowiedzieć. 

Po premierze „Your Kiss” trafiłam na kilka artykułów, których autorzy założyli, że porzucisz aktorstwo dla muzyki. Ale obserwując Twoją drogę zawodową, zakładam, że nie będziesz chciał z czegokolwiek rezygnować. Jak łączysz aktorstwo i muzyką, jak to będzie w przyszłości? 

Pracuję głównie jako aktor filmowy. W związku z tym są to przede wszystkim działania projektowe. Narzuciłem sobie taką etykę pracy, żeby nie angażować się w kilka inicjatyw jednocześnie. Aktor jest zarówno twórcą, jak i tworzywem, co ogranicza pewne możliwości kreacyjne. W grę wchodzą chociażby elementy związane z fizycznością, chociażby waga i długość włosów. Natomiast tworzenie muzyki wiąże się z codzienną pracą, która popycha cały proces do przodu. W zasadzie da się go zamknąć, zakończyć. Staram się, ale nie ukrywam, że staje się to coraz trudniejsze. Ale póki co – jest dobrze. Daję radę. 

fot. Maciek Lachowicz / materiały prasowe

Tomek Ziętek o debiutanckim albumie

„Your Kiss” to poruszająca ballada. „C’mon” – choć ma inny klimat, jest trochę bardziej przebojowy – też może trafić w czule struny. Zastanawiam się, czy jesteś romantykiem?

Chyba tak. Wiesz, „romantyk” to duże słowo. Istnieje wiele definicji. Jednak w każdej z nich znalazłbym coś, co mógłbym dopasować do swojej osobowości. Utwór „C’mon”, o którym wspomniałaś, został napisany ku pokrzepieniu serc. Od romantyka dla romantyków. 

Uważasz, że muzyka uwrażliwia i pomaga albo ułatwia wyrazić swoje emocje? 

Na pewno. Pracując nad utworami, staram się odkrywać swoje emocje. Piosenka „Your Kiss” jest wyjątkowa, bo napisałem melodię do istniejącego tekstu. Ale zazwyczaj muzyka jest pierwsza. To ona determinuje słowa. Mam wrażenie, że jest wspaniałym nośnikiem emocji oraz uczuć, a warstwa liryczna może przeszkadzać, stać na drodze do zrozumienia. Jest to dla mnie niesamowite, nieodgadnione, warte eksplorowania w przyszłości. 

Co możesz powiedzieć o swoim debiutanckim albumie? Czego możemy się spodziewać?

Możecie spodziewać się jedenastu piosenek bazujących na gitarze akustycznej. Dostępne już utwory „Your Kiss” i „C’mon” wyznaczają linie demarkacyjne tego, co znajdzie się na tej płycie. Będzie romantycznie.

Wszystkie piosenki będą w języku angielskim?

Dorastając, żywiłem się muzyką międzynarodową, dlatego angielski to mój naturalny język komunikacji w tym obszarze. Na tej płycie nie znajdą się utwory śpiewane po polsku. Jednak w mojej głowie pojawiła się myśl o tworzeniu w tym języku. Po pierwszych próbach, które okazały się nieudane, wiem, że nie może być to przeformatowanie tekstu z angielskiego na polski, tylko stworzenie go od początku właśnie w tym języku.

A czy w Twojej głowie pojawiła się myśl, żeby – w związku z tym, że śpiewasz w języku angielskim – wyjść ze swoją muzyką poza Polskę?

Tak. Jeżeli uda się coś w tej materii, będę się cieszył. Choć muszę przyznać, że nie jest to mój główny plan. Nie zakładam, do kogo trafi ten materiał. Po prostu liczę na to, że komuś się spodoba. Niezależnie od tego, gdzie mieszka. 

Jesteś w stanie opisać swój debiutancki album w trzech słowach?

Mój. Debiutancki. Album (śmiech – przyp. red.). To trudniejsze niż pisanie piosenek. Mam taki nostalgiczny vibe, gdy myślę o tym materiale. Moje główne skojarzenia oscylują wokół lata – ciepłych dni, deszczowych wieczorów... 

„Było ciepłe lato, choć czasem padało”?

„Dużo wina się piło i mało się spało”. Dokładnie, wszystko się zgadza. Wychowałem się na muzyce jak „Agnieszka” z repertuaru zespołu „Łzy”, co też nie jest bez znaczenia. Wszystkie utwory, które znajdą się na tym albumie, są bardzo osobiste. To moje zachwyty. Zachwyty nad codziennością. I to są chyba trzy słowa, które najlepiej opisują całość.