Choć Barack Obama nie jest już prezydentem Stanów Zjednoczonych od prawie sześciu lat, urodzony na Hawajach Amerykanin do dziś pozostaje ulubionym politykiem wielu osób na całym świecie. Charyzmatyczny 61-latek zyskał sympatię wyborców swoim poczuciem humoru, dystansem i błyskotliwością. Trzeba jednak dodać, że za serce chwyta również miłość, jaką były prezydent okazuje swojej żonie, Michelle Obama. Dwójka prawników niezaprzeczalnie okazała się być ulubioną parą prezydencką ostatnich lat. Zauważalna wzajemna sympatia, szacunek i ogromne uczucie nie uszły niezauważone milionom obywateli i obywatelek USA (na co, przyznajmy sobie szczerze, patrzyło się całkiem miło w porównaniu do kolejnego prezydenta i jego młodszej żony). Para nigdy jednak nie ukrywała, że ma za sobą wzloty i upadki, a ich trzydziestoletnie dziś małżeństwo przechodziło już wiele kryzysów. Michelle wyznała niedawno, że jeden z nich trwał prawie dziesięć lat.

Michelle Obama „nie mogła znieść” Baracka przez prawie dekadę. Dlaczego?

Michelle i Barack Obama pobrali się w 1992 roku i przez dobre sześć lat żyli sielankowym życiem bez dzieci i większych zobowiązań. Oboje pracowali i w pełni poświęcali się swoim karierom. Schody zaczęły pojawiać się w 1998 roku, gdy na świat przyszła Malia. Wówczas przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych był już senatorem stanu Illinois, reprezentując 13. dystrykt Chicago. Co to oznaczało dla 34-letniej wtedy Michelle? Łączenie obowiązków domowych z pracą i opieką nad noworodkiem, gdy Barack spędzał długie tygodnie poza domem. W 2001 roku do wybuchowej już mieszanki dołączyła malutka Sasha.

fot. Getty Images

Była pierwsza dama wyznała niedawno, że czas wczesnego dzieciństwa córek uważa za najgorszy dla jej małżeństwa. Dlaczego? Michelle trafnie zauważyła, że jej relacja z Barackiem była nierówna, każdy z nich nosił bowiem nierówny ciężar na swoich barkach. Nie mogłam go znieść – wyznała 58-latka.

Ludzie myślą, że mówię to złośliwie. Ale przecież taka jest prawda, było dziesięć lat, gdy nie mogłam znieść swojego męża. Zgadnijcie, kiedy to się działo? Gdy dzieci były małe – tłumaczyła Michelle, dodając, że Barack złościł ją, gdy miał czas na grę w golfa lub podróże służbowe, w czasie gdy ona ledwo radziła sobie z godzeniem roli matki i prawniczki – I wiesz, przez dziesięć lat próbowaliśmy rozwijać swoje kariery, jednocześnie martwiąc się o szkołę i podział obowiązków, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że to nie jest fair, nie jest równe. Ale wiecie co? Małżeństwo nigdy nie będzie idealnie podzielone 50/50. Czasem ja daję od siebie 70%, a on tylko 30. Jesteśmy małżeństwem od trzydziestu lat. Nie zrezygnowałabym z tych dziesięciu złych, jeśli dwa razy tyle ma być dobre.

To nie pierwszy raz, gdy była pierwsza dama opowiada o swoim małżeństwie, przekazując jednocześnie cenne rady innym. W swoim podcaście The Michelle Obama Podcast żona polityka porównała wybieranie idealnego partnera (lub partnerki) do... wybierania drużyny koszykówki. Według niej, kiedy szukamy teamu, szukamy ludzi z którymi będziemy mieli szansę stworzyć zwycięski zespół, którzy na pierwszym miejscu będą silni. Nie potrzebujemy żadnych słabych ogniw, nie chcemy kogoś kogo w pełni zdominujemy. Nie szukamy też takich osób, które są tylko dobre w jednej rzeczy – czy to w obronie czy wyłącznie w zdobywaniu punktów. Szukamy partnera w grze, który jest skupiony na tym samym celu, co my. I tak też powinnyśmy podejść do związku. Jeśli więc spojrzymy na małżeństwo jak na prawdziwą drużynę, to chcesz aby twój kolega był po prostu zwycięzcą – mówi Obama. Coś w tym jest, prawda?