Czy to książka jedynie dla gejów? Zdecydowanie nie. To cenna publikacja dla wszystkich osób z tak zwanych „tęczowych rodzin” oraz dla tych, którzy chcą poznać, zrozumieć i… nie oceniać. Oto fragment wznowionego wydania książki Andrzeja Gryżewskiego i Przemysława Pilarskiego „Jak facet z facetem. Rozmowy o seksualności i związkach gejowskich”.

Przemysław Pilarski:  „You were born naked and the rest is Drag”, śpiewa drag queen RuPaul. A trawestując ten cytat: rodzimy się, a po jakimś czasie niektórzy z nas zostają gejami. Zdarza mi się nieraz usłyszeć pytanie „Skąd o tym wiedziałeś?”. Czy są jakieś etapy odkrywania swojej orientacji?

Andrzej Gryżewski: Zaczyna się najczęściej od fantazji. Ona nie musi być nawet erotyczna. Jestem w domu, po szkole, przypominam sobie, co się wydarzyło. I myślę: „Kurde, a dlaczego ja z tym Grześkiem nie zagadałem? Dzisiaj siedzieliśmy w grupie na przerwie, każdy coś opowiadał, a ja czuję, że on za mało się odzywał. Chciałbym od niego usłyszeć więcej, dłużej z nim pogadać. To dla mnie ważne”. Czyli wracam myślami do jakiegoś chłopca, ale spokojnie, nie jestem gejem, tylko chcę się zakumplować. No więc dążę do tego kontaktu z Grześkiem. Spędzamy razem dużo czasu, rozmawiamy o ważnych życiowych sprawach. Kolejny etap to sytuacje erotyczne. Jesteśmy na wycieczce i coś się wydarza między nami. Ani ja tego nie chciałem, ani on, ale nagle jakoś tak zbliżyliśmy się do siebie. Obiecaliśmy sobie jednak, że nie będziemy tego kontynuować, że tylko testowaliśmy, urozmaicaliśmy sobie seksualność.

– „Nie jestem ciotą”. „Ja też nie” – powiedzieli po pierwszym wspólnym razie bohaterowie Brokeback Mountain. [...] Zapewniali siebie, że „to było jednorazowe”, ale ich ciała, emocje mówiły co innego.

– No właśnie. Kolejnym etapem są sny o tematyce homoerotycznej albo jawne fantazjowanie na temat danej osoby. Dalej: bycie bliżej tego chłopaka, który mi się podoba, dotykanie go niby przypadkiem. „Ty! Stój, czekaj, chodź! Coś ci powiem”. I kładziesz mu rękę na ramieniu, nawiązując w ten sposób bliskość.

– To nadal jest nieświadome? Czy już wiadomo, o co chodzi?

– Tak, to często może być jeszcze nieświadome. Mogę nawet nieświadomie patrzeć na jego genitalia, kiedy przebieramy się na wuefie. Albo na jego usta, kiedy mówi do mnie. Czyli zwracam uwagę na strefy erogenne u mężczyzny. Czasami tutaj powstają „zakłady” z samym sobą: „Spojrzałem tylko na jego penisa – nie jestem gejem. Byłbym nim, gdybym dotknął jego członka. A ja tylko patrzyłem i chciałem dotknąć. To ta niewidzialna linia, która oddziela mnie od cioty”.

Zobacz także:

– Jak przez mgłę przypominam sobie podobne monologi wewnętrzne z czasów liceum.

– Kolejnym etapem jest zbliżanie się do tych stref. Dotknę go po karku, położę mu rękę na nodze, niby przypadkiem dotknę jego genitaliów i tak dalej. Później jest etap, że oglądam pornografię, filmy heteroseksualne, i zauważam, że kobiety zaczynają mnie denerwować, że przeszkadzają. Wszystko fajnie, ale czemu one w ten kadr tak się ładują? Chciałbym sobie facetów pooglądać, ich penisy! [...] Kolejna faza: sprawdzanie siebie. Jak inni reagują na mnie, na moją męskość? Sikam przy pisuarze dłużej niż pozostali i patrzę, czy ktoś podgląda. Albo idę do sauny czy siłowni, przechadzam się – czy faceci za mną się oglądają?

– Taki ekshibicjonizm?

– Od ekshibicjonizmu różni się tym, że kiedy ekshibicjonista pokazuje swoje ciało, to napędza go reakcja osoby zewnętrznej. Na przykład przerażenie albo podziw. I kiedy już tę reakcję zobaczę, robię sobie w głowie zdjęcia jak polaroidem i później w domu podkręcam to, masturbuję się, wywołując w wyobraźni ten obraz. Natomiast tutaj chodzi o to, że ja wykorzystuję swoje ciało do nawiązania relacji, dawania sygnałów. Nie pokazuję członka, żeby ktoś się wystraszył. Tylko wręcz przeciwnie.

– I na tym etapie, kiedy oglądamy porno i pokazujemy członka w szatni, jesteśmy już całkiem świadomie zainteresowani seksem?

– Próbuję zbliżyć się do tego Grześka, spędzać z nim jak najwięcej czasu. Grać z nim całymi godzinami w gry itp. A przy okazji dotykać go, być w jakimś cielesnym kontakcie. I kiedy zaczynam sobie uświadamiać, co się dzieje, rzadko kiedy reaguję ze spokojem. „Heja, otwieram się na swoją orientację!”. Pojawiają się czarne myśli: teraz będą się ze mnie śmiać, jak się wyda. A na starość będę zupełnie sam. Czyli paradoksalnie wtedy, na etapie uświadomienia sobie sytuacji, następuje regres w rozwoju orientacji.

– I co się wtedy dzieje?

– Zaczynam sprawdzać scenariusze heteroseksualne. Może pospotykam się z dziewczyną, może coś mi odwaliło?

– To jest bardzo częsty etap: „Wydaje mi się, że w najgorszym razie jestem bi”.

– Mam wrażenie, że około 50 procent moich gejowskich pacjentów próbowało czegoś z kobietami, żeby sprawdzić, czy to działa. Niekiedy było to motywowane strachem, próbami zaprzeczenia krystalizującej się powoli orientacji. Czasem nawet angażowali się w te heteroseksualne związki, bo mimo że dziewczyny nie pociągały ich seksualnie, dawały im poczucie ważności, niejako podnosiły ich pozycję w grupie. A to ważny aspekt podnoszenia samooceny: „Skoro z orientacją seksualną czuję się niepewnie, to podwyższę sobie prestiż społeczny”. Czasami wiążą się z przepięknymi kobietami, by podkreślić swoją heteroseksualność z przytupem.

– Jak wyjść z tego regresu?

– Wyjście z etapu regresu może być trojakie. Pierwszy nurt: ok, przecież nie będę sam siebie okłamywał: pociągają mnie faceci. Bliżej mi do bycia gejem, więc postaram się z większymi lub mniejszymi sukcesami zaangażować w tę orientację. Wchodzę w to. [...] Inna grupa się blokuje. Skoro nie akceptuję swojej homoseksualności, bo jest niemęska, a heteroseksualność też nie jest dla mnie, to zsublimuję ten popęd. Będę się realizował w innych sferach. Pasje, praca, sport. Osiągam w czymś mistrzostwo, zdobywam podziw. Jak prawdziwy heteroseksualny facet. Na chwilę nawet mogę uwierzyć, że nim jestem. Sporo mam takich pacjentów, którzy mocno związali się ze sportem lub pracą w policji czy wojsku, by oficjalnie zaakcentować swoją heteroseksualność [...] Trzecia droga to kryptogeje, czyli osoby, które wybierają związki heteroseksualne i boksują się z tą heteroseksualnością. Rozmawialiśmy już o nich. „Kurde, a może jakoś się przekonam?”.

– [...] To prowadzi nieraz do dramatów. Według badań 74 procent nieheteronormatywnych nastolatków rozważała popełnienie samobójstwa. Przy czym ten odsetek u nastolatków hetero wynosi 12 procent. [...]

– Dlatego ważne jest, żeby nie dusić tego w sobie, tylko powiedzieć komuś, znaleźć powiernika. Zdarza się, że po latach dwóch kolegów z liceum spotyka się w gejowskim klubie. I wielkie zdziwko: „Kurde, to ty też jesteś?”. Można poczuć się wtedy oszukanym, tylko w sumie nie wiadomo do końca przez kogo. Miałem dostęp do osób, z którymi mogłem porozmawiać, wymienić się doświadczeniem, a o tym nie wiedziałem.

– W polskich szkołach nie tylko nie ma rzetelnej edukacji seksualnej, ale też dobrego zwyczaju prowadzenia zajęć z przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na płeć, religię czy orientację seksualną. Co byś powiedział nastolatkowi, który boi się, że go pobiją, kiedy jego orientacja wyjdzie na jaw albo sam ją ujawni?

– Jeśli ktoś przychodzi do mnie i ma czarne scenariusze, to je rozważamy. Jakie jest prawdopodobieństwo, że gdy ujawnisz swoją orientację, ktoś cię pobije? On mówi, że w szkole jest duże. Co możesz zrobić? Kupić sobie gaz. Co jeszcze? Mogę się z kimś zaprzyjaźnić, u mnie w klasie jest taki samotny chłopak, a wielki jak niedźwiedź. Wiem, że by mnie obronił w razie czego. Co jeszcze? Jak się coś wydarzy, mogę to zgłosić do wychowawcy. Co jeszcze? Mogę zadzwonić do brata [...]. Tworzymy więc taki pakiet tego, co on może w danej sytuacji zrobić. I to daje poczucie bezpieczeństwa. A kiedy już przychodzi taka sytuacja, często okazuje się, że jest o dużo mniejszym nasileniu, niż dana osoba sobie wyobrażała. To raz, a dwa, on może zastosować jedną z przygotowanych metod i rozbroić tę sytuację, spacyfikować ją.

– Są też internet, telefony zaufania, grupy wsparcia, Kampania Przeciw Homofobii. Pomocne mogą być publikacje KPH dostępne pod adresem: http://www.lekcjarownosci.pl.

– Internet oferuje dużo opcji. Mogę nawiązać z kimś relację i widywać się z nim na skajpie, mogę prosić ekspertów o konsultację online, mogę znaleźć grupę wsparcia na jakimś internetowym forum. Jednym z niewielu plusów pandemii jest to, że wielu ekspertów, którzy przyjmowali tylko stacjonarnie w swoich gabinetach, obecnie świadczą usługi zdalnie. Ta zmiana zapewnia dostęp do najlepszych specjalistów z najbardziej odległych rejonów Polski. [...]

Jak ujawnić się przed rodzicami?

– Pamiętajmy żelazną zasadę. Coming out ma się odbyć na twoich zasadach Czytelniku, a nie wtedy, gdy twoja rodzina tak chce czy tak wypada. Użyję metafory. Wyobraź sobie, że chcesz popływać w jeziorze. Ale nie pływałeś w nim nigdy wcześniej. No to najpierw sprawdzasz nogą brzeg. Czy woda nie za zimna, czy nie jest za głęboko, czy kamieni ostrych nie ma, czy jakieś szkło nie leży na dnie potłuczone, jaki jest piasek i tak dalej.

Potem wchodzisz kawałek. Nacierasz się tą zimną wodą, żeby organizm nie doznał szoku termicznego. Zaczynasz płynąć, ale na razie wolno, żabką. I dopiero po jakimś czasie wypływasz kraulem na środek. Podobnie tutaj. Dany chłopak może powiedzieć rodzicom, że ma w klasie kolegę geja, który się ujawnił. I patrzy na ich reakcje. Słucha, co mówią. Jeśli słyszy: „Zobacz, co się od nadmiaru kasy robi!” albo „Zobacz, nasza rodzina taka porządna, a tam ojciec chleje, pewnie dobiera się do tych chłopaków i oni gejami się stali”, to wtedy zostawia temat i wraca za pół roku. Ale w międzyczasie może rodziców testować. Podrzuca im jakieś informacje: “Stany Zjednoczone uznały prawo do małżeństw jednopłciowych”. „Piasek i Qczaj wyoutowali się ze swoją homoseksualnością.” Znowu patrzy na reakcje. Rodzice mogą mieć poczucie: „Tyle pracuję, może nie jestem na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie?”. Jeśli syn mówi mi takie rzeczy i po dwudziestu pozytywnych informacjach sam powie, że też jest gejem, to nie będzie aż takie zaskoczenie. Okej, jest mi przykro, bo inaczej sobie to wyobrażałem czy wyobrażałam. Ale trudno, jakoś to przeżyję.

Natomiast kiedy nagle rzucamy bombę, rodzina przeżywa szok.

[...]

– Wróćmy do metafory jeziora. Wyoutowałem się przed rodzicami, teraz chcę popływać w szerokich wodach ujawnienia się przed kolegami. Albo przynajmniej przed najlepszym kumplem lub przyjaciółką od serca.

– Jeden mój klient miał bardzo dobrego przyjaciela. I ten przyjaciel wiedział o nim wszystko oprócz tego, że jest gejem. Dopiero po jakimś roku terapii klient powiedział mu o swojej orientacji. I to zburzyło ich relację. Ale nie dlatego, że klient okazał się homoseksualny, tylko że tego kolegę przez tyle lat okłamywał. „Jak mogę ci teraz zaufać? Czym mnie za miesiąc zaskoczysz?”. Myślę że w tej sytuacji obaj mieli rację. Jeden miał obawy, zwłaszcza że zdarzało mu się słyszeć ze strony kumpla różne homofobiczne komentarze. Nie mógł się domyślać, że tam jest przestrzeń na coming out. A drugi najnormalniej w świecie poczuł się oszukany przez najbliższego przyjaciela.

– W filmie “Weekend”, wyświetlanym u nas jako “Zupełnie inny weekend”, jeden z bohaterów mówi o coming oucie jako o „obrzędzie inicjacyjnym gejów”. I rzeczywiście coś w tym jest. To jak kolejny stopień wtajemniczenia: najpierw „przyznajesz się” do swojej orientacji przed sobą, a potem decydujesz, czy obwieścić ją światu. Jak każdy obrzęd inicjacyjny, również coming out ma prawo boleć.

– Ale będąc młodym człowiekiem, chodząc do szkoły średniej, warto się na tym dziesięć razy zastanowić. Skalkulować: czy moje otoczenie jest na tyle dojrzałe, że przyjmą tę wiadomość i nie będą mi robić problemów? Zdarzają się przecież sytuacje, że po coming oucie syn ląduje na bruku, bo tatuś wyrzucił go z domu.

Czy rodzice nie będą mnie ciągać po różnych szarlatanach?

– Pomocna jest w tym analiza swot, czyli tabelka z plusami i minusami w dwóch wersjach: plusy i minusy wyuotowania się (krótkofalowe i długofalowe) oraz plusy i minusy życia w ukryciu (krótko- i długofalowe). Robimy ją standardowo na sesjach.

– A co z pierwszym razem? Też warto się zastanowić, czy raczej próbować, testować, kiedy jest okazja? Słyszy się różne historie o nastolatkach, zabawy w słoneczka, w tęczę itp. Czy jest jakiś ustalony czas, kiedy młody człowiek jest gotowy do rozpoczęcia życia erotycznego?

– Życie seksualne warto rozpocząć w momencie, kiedy czujemy się możliwie najbezpieczniej, najbardziej komfortowo, a nie z lęku, np. przed porzuceniem czy pod przymusem. Tu z pomocą przychodzi nam nestor polskiej seksuologii, Kazimierz Imieliński. Stworzył on tzw. normę partnerską, do której zaliczał te zachowania i praktyki seksualne, które występują pomiędzy osobami dojrzałymi, są przez nie akceptowane, zmierzają do uzyskania rozkoszy, nie szkodzą zdrowiu, nie naruszają norm współżycia społecznego. Podejmując aktywność seksualną, warto zwrócić uwagę, czy tych pięć warunków jest spełnionych.

– A co, jeśli ten pierwszy raz okaże się niezbyt przyjemny? Albo w ogóle nie taki fajny, jak sobie wyobrażałem? Można się nabawić traumy i wycofać z seksu na lata.

– Często od pacjentów słyszę, że pierwszy raz jest niefajny, przykry, bolesny. W sumie się nie dziwię. Zobaczmy – rodzice nie rozmawiają ze swoimi dziećmi o seksie, więc to źródło informacji odpada. W szkole o seksie się nie rozmawia. Za to z rówieśnikami rozmawia się sporo, natomiast 95 procent tej wiedzy to mity, stereotypy, myślenie magiczne, wyobrażenia na temat seksu i fantazje, dalekie od rzeczywistości. Często opowiedziane takim językiem, który rodzi jeszcze większe lęki. Młodzież, by obniżyć lęki, spożywa więcej alkoholu, używek, a wtedy seks jest po bandzie, bolesny, mechaniczny, bez kontaktu z drugą osobą, często bez prezerwatyw. No i jeszcze została nam pornografia! Ona tak zniekształca wiedzę na temat seksu, że średnio potrzebuję jakichś 15 spotkań z amatorem porno, by jako tako wyprostować jego wiedzę na temat seksualności.

Fragment rozmowy Andrzeja Gryżewskiego i Przemysława Pilarskiego pochodzi z książki „Jak facet z facetem. Rozmowy o seksualności i związkach gejowskich”