Badania przeprowadzone przez markę Dove wykazały, że 56% dziewcząt w wieku od 10 do 17 roku życia twierdzi, że nie jest w stanie sprostać standardom piękna pokazywanym w mediach społecznościowych. 90% dziewcząt uważa natomiast, że obserwują co najmniej jedno konto w mediach społecznościowych, przez które czują się mniej piękne.

Zaskakujące statystyki? Jakim cudem dziś, w dobie ciałopozytywności, mówienia bez wstydu o kompleksach i niedoskonałościach, nastolatki oraz młode kobiet nadal czują, że social media negatywnie wpływają na ich poczucie własnej wartości, samoocenę oraz samoakceptację? Czy media społecznościowe wpędzają nas w kompleksy?

Media społecznościowe a kanon piękna – ruch bodypositive

Brak retuszu, makijażu, wciągniętego brzucha czy idealnej cery – w dobie ruchu body positive takie obrazki na Instgramie czy TikToku to codzienność, która już nikogo nie razi, nie dziwi i która nie wywołuje dyskusji. Hasło „ciałopozytywność” już dawno przeszło do mainstreamu jako dobra zmiana i coś, co skutecznie zmienia kanon piękna na bardziej przystający do rzeczywistości. Czy na pewno tak jest?

Naukowcy z York University w Kanadze przeprowadzili badania na grupie 406 młodych kobiet, pokazując im zdjęcia trzech typów kobiecej sylwetki, które najczęściej pojawiają się w social mediach: szczupłą w typie modelki, szczupłą, ale wysportowaną oraz figurę klepsydry. Następnie badane zostały poproszone o porównanie swojej sylwetki do każdej, z oglądanych. Jak się okazuje, niezadowolenie z własnego ciała przy obserwacji figury klepsydry było większe, niż w przypadku oglądania figury modelki

O tym, że ruch body positive przynosi skutki przeciwne od zamierzonych mówiła również psycholożka Ayla S. Gelsinger z University of Nevada, która wzięła na warsztat Instagram. W opublikowanym w lutym 2021 roku raporcie zauważyła, że wpływ treści z hasztagiem #bodypositive jest w głównej mierze negatywny, a to dlatego, że najpopularniejsze treści opatrzone tym hasztagiem powielają wyidealizowany wizerunek ciała. Nie ma więc mowy o tym, by kanon piękna zmieniał się na lepszy i łaskawszy dzięki mediom społecznościowym. Ba, jest zupełnie odwrotnie. Przekonały się o tym nawet „idealne” Kardashianki.

Od Kardashianek po heroin chic. Czy media społecznościowe rządzą kobiecym ciałem?

W latach 90. ideałem kobiecości była Kate Moss o filigranowej, niemalże wychudzonej figurze, która dziś nazywana jest w sieci heroin chic. Jeszcze kilka lat temu za absolutną boginię uważano Kim Kardashian z zoperowaną figurą klepsydry. Dziś moda na sztuczny biust w obfitym rozmiarze i jeszcze większą pupę powoli odchodzą do lamusa. O tym, że widoczne efekty zabiegów chirurgicznych przestają być w modzie, mówią ciała najbardziej wpływowych influencerek na świecie, czyli sióstr Kardashian-Jenner – tak, tych, które spopularyzowały nienaturalne i przesadzone kobiece proporcje oraz tych, które przez ostatnie lata (jeśli nie dekadę) uważane były za synonim prawdziwego piękna.

Zrobione usta, biust, pośladki, podniesione kości policzkowe, idealne brwi. Gładkie ciało, bez cellulitu, trądziku, rozstępów – oczywiście tylko w sieci. W końcu widocznych blizn i wiotkiej skóry nie da się wyretuszować na żywo.

Nie przeszkadzało to jednak, by tysiące, ba, miliony kobiet na całym świecie pognało do chirurgów, pokazując przerobione zdjęcia z Instagrama jako inspirację dla nowych ust czy talii.

Zobacz także:

Dziś siostry Kardashian-Jenner stawiają na naturalność (w specyficznym tego słowa znaczeniu) – powoli pozbywają się przesadzonych krągłości, rezygnują ze sztucznej opalenizny, decydują się na delikatniejszy makijaż i robią wszystko, by dorównać dzisiejszym, wykreowanym w głównej mierze przez TikToka wyobrażeniom o pięknie (czyli wspomnianej już wyżej „estetyce” na heroin chic). A to oznacza dziś: drobną figurę i maksymalną naturalność. Dziś za chic uważa się niepomalowane rzęsy, a jeśli decydujecie się na zabiegi medycyny estetycznej – lepiej upewnijcie się, że nie zmienią wam rysów twarzy, a jedynie podkreślą wasze naturalne piękno. Jakim cudem kobiety, które jeszcze kilka lat temu same kreowały kanon piękna, stały się jego ofiarą?

A to dlatego, że w mediach społecznościowych nic nie trwa wiecznie, a era TikToka jeszcze bardziej skróciła (i tak już krótką) żywotność trendów w sieci – od mody i urody, po (niestety) oczekiwania względem kobiecego ciała.

Trudno się połapać w tym, co jest dziś jeszcze modne, a co kompletnie uważa się już za passe, prawda? I tak, jak w przypadku ubrań czy trendów fryzjerskich nie można mówić palącym problemie społecznym – tak w przypadku naszego, kobiecego ciała na „trendy” nie ma zgody.

Dla jednych media społecznościowe mogą więc być niegroźnym źródłem inspiracji, dla innych to niekończąca się gonitwa za tym, co aktualnie jest hot. Zaczynając od niewinnych kokard we włosach, czerwonych rajstop i fryzury na Rachel Green z „Przyjaciół”, kończąc na zabiegach medycyny estetycznej, które mają wygładzić zmarszczki, powiększyć usta czy wyszczuplić ciało. Bo w końcu żadna z nas w rzeczywistości nie ma fałdek na brzuchu, cieni pod oczami i zmarszczek mimicznych w okolicach oczu i ust, prawda?