Slut-shaming – co to jest?

Pod tym angielskim słowem, które nie ma póki co dobrego polskiego odpowiednika, kryją się działania skierowane głównie w stronę kobiet, które mają je upokorzyć, zawstydzić, utemperować. „Dziwka”, „ladacznica”, „puszczalska”, „zdzira” – takie określenia padają ze strony przede wszystkim mężczyzn, ale niestety też części kobiet. Slut-shaming może spotkać nas w sumie tylko dlatego, że jesteśmy kobietami – wystarczy głębszy dekolt, czerwona szminka na ustach, odmówienie miłemu zdawałoby się chłopakowi pójścia z nim na randkę. Slut-shaming spotyka nas za nasze zachowania seksualne – te realne, jak i domniemane. Wciąż próbuje się nas zawstydzać i dyskredytować, odnosząc się do naszej seksualności, próbując ją negatywnie oceniać. A co dopiero wtedy, kiedy się nie wstydzimy i na przykład podejmujemy temat seksualności, rozmawiamy o swoich doświadczeniach – wtedy według patriarchalnego, konserwatywnego schematu myślenia należy nam się „kara”.

Skąd bierze się slut-shaming?

Może być wyżej wspomnianą formą absurdalnego odwetu, oceniania kogoś przez pryzmat swoich preferencji seksualnych (skoro ja bym czegoś takiego nie zrobiła, to jak ona to robi, to jest dziwką), swego rodzaju zazdrości o czyjeś seksualne wyzwolenie czy też poczucia misji opierającej się np. na poglądach religijnych, a więc chęci walki z grzechem, pilnowania ładu moralnego. Powodów jest wiele. Generalnie jednak u jego podstaw leży to, że nie szanujemy różnorodności i cudzej wolności, w krzywdzący sposób oceniamy według własnych standardów. Oczywiście takie ocenianie czy komentarze pojawiają się u niektórych z nas jakby z automatu, bo tak mocno są w nas zakorzenione stereotypy związane z płcią i seksualnością. Przekonania, że pewne rzeczy kobietom nie przystoją itp. 

Samomiłość: 5 przykazań, czyli umów się na randkę z samą sobą!

Pewne jest, że mimo wydawałoby się coraz większego równouprawnienia slut-shaming jest wciąż mocno obecny w społeczeństwie i bardzo krzywdzący, utrwala podwójne standardy, nierówność między kobietami a mężczyznami. Dlatego warto z nim walczyć, wystrzegać się go i upominać innych, kiedy go stosują. Inaczej społeczne przyzwolenie na slut-shaming może przybierać absurdalne formy – przypomnieć można głośną sprawę z Irlandii sprzed kilkunastu miesięcy – koronkowa bielizna noszona przez młodą ofiarę gwałtu miała świadczyć o tym, że miała ona ochotę na seks... Czyli coś w stylu „sama się prosiła”. „Argument” z bielizną został wyciągnięty w sądzie. W XXI wieku. O bieliźnie sprawcy przemocy seksualnej nikt nie dyskutował.

Slut-shaming może prowadzić też do zaniżonej samooceny, depresji czy samobójstw. Warto również wiedzieć, że publiczne znieważenie na tle seksualnym można zgłaszać zgodnie z przepisami Kodeksu cywilnego (art. 24) i Kodeksu karnego (art. 216).

Dlatego następnym razem spróbujmy ugryźć się w język zanim ocenimy inną dziewczynę jako zdzirę czy puszczalską. Postawmy się w jej sytuacji – chyba żadna z nas nie chciałaby być negatywnie oceniana z powodu swojego stroju czy seksualnych wyborów, które przecież mogą być najróżniejsze. Pamiętajmy, że każda i każdy z nas ma swoje „tak” i „nie” w seksie, w ogóle w życiu. Bądźmy solidarne, szanujmy swoje wybory i uświadamiajmy mężczyzn, bo inaczej podwójne standardy nigdy nie znikną.