Nie od dziś wiadomo, że Johnny Depp to aktor szalenie wszechstronny. Przekrój jego filmowych ról nie pozwala szufladkować go w jednym tylko gatunku, a lata pracy i kolejne projekty sprawiły, że nie jest utożsamiany z wyłącznie z jedną rolą, jak to bywa w przypadku wielu hollywoodzkich gwiazd. A mimo to, media i fani próbowali to robić, uznając za jego najsłynniejsze wcielenie Jacka Sparrowa, bohatera serii Piraci z Karaibów. To prawda – Depp wzniósł się tu na wyżyny i wykreował postać, która na trwałe wpisała się w popkulturę. Pytanie więc, czy zabawnego, uzależnionego od rumu, niepokornego kapitana mógłby zagrać ktoś inny?

Nad tym zastanawiają się właśnie producenci z Disney'a, którzy planują kolejną część kultowej serii. Ostatni film Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara swoją premierę miał w 2017 roku. Przez 14 lat ukazało się łącznie pięć części (pierwsza w 2003), które zarobiły prawie 4 miliardy dolarów. Nic więc dziwnego, że pojawiła się myśl o wznowieniu sagi. Z tym jednak, że jak donoszą amerykańskie media – już bez Deppa. Scenarzyści Paul Wernich i Rhett Reese pracują nad fabułą, w której nie uwzględniono występu aktora. To oznacza, że albo postać Jacka Sparrowa zniknie na dobre, albo wcieli się w nią ktoś inny. Twórcy jako powód podają prywatne problemy Johnny'ego Deppa – uzależnienie od używek i alkoholu oraz problemy finansowe (w styczniu pisaliśmy, że jest bankrutem). Ciąg nieciekawych zdarzeń zapoczątkował jego głośny rozwód z Amber Heard, która oskarżyła byłego męża o znęcanie się nad nią.

Fani nie są jednak zachwyceni tym pomysłem. W sieci pojawiło się sporo komentarzy, że to on „zrobił” ten film, jego rola jest tutaj kluczowa i już wieszczą klapę. Co ciekawe, początkowo Jack Sparrow miał być postacią drugoplanową, ale ostatecznie to wokół niego kręciła się fabuła wszystkich części. Sam pomysł na Piratów z Karaibów został zaczerpnięty z atrakcji w Disneylandzie o tej samej nazwie.

Timothée Chalamet spotyka się z Lily-Rose Depp?! >>>