Kiedy przed trzema laty ukazała się na polskim rynku wczesną jesienią, nikt nie miał wątpliwości, że będzie hitem wśród prezentów gwiazdkowych. Ciekawe ile z nas znalazło ją w 2015 roku pod choinką! Pierwsza książka Kasi Tusk Elementarz stylu ledwie trafiła do przedsprzedaży i już stała się bestsellerem. Twórczyni bloga Make Life Easier opowiada w niej o wszystkim tym, do czego doszła przez lata poszukiwania własnego stylu. To takie kompendium wiedzy co z czym nosić, jak zbudować swoją bazową garderobę i wiecznie rano nie zastanawiać się, w co się ubrać. W końcu za swój gust i stylizacje podziwiana jest przez tysiące kobiet w Polsce, więc książka o modzie okazała się całkiem naturalną rzeczą w jej przypadku. Podobnie było z drugą, wydaną latem ubiegłego roku, także nakładem wydawnictwa Muza.

Ta blogerka modowa jest po 50-tce i gwarantujemy - będziecie chciały ją śledzić na Instagramie >>>

Tym razem Kasia Tusk nie pisała o stylu i ciuchach, ale drugiej bardzo bliskiej jej dziedzinie, a mianowicie fotografii. W Make Photography Easier, nawiązującej tytułem do bloga, zdradza z kolei swój sposób na piękne zdjęcia. Podpowiada, jak uchwycić magię chwili, lepiej wychodzić na zdjęciach i jakich programów używać do przeróbki. Odpowiada także na pytanie, czy telefon może zastąpić nam aparat. Jak łatwo się domyślić – druga książka powtórzyła sukces pierwszej i także trafiła na listy najlepiej sprzedających się tytułów w Polsce. Teraz 31-latka ma szansę podbić wydawniczy rynek naszych sąsiadów! Jak pochwaliła się na swoim Instagramie, na Ukrainie ukazało się właśnie przetłumaczone wydanie  Elementarza stylu.



„Gdy po raz pierwszy przeczytałam wiadomość o tym, że ktoś jest zainteresowany wydaniem mojej książki za granicą, szybko uznałam, że to pewnie jakaś prowokacja dziennikarza o kiepskim poczuciu humoru. Nagle wszystkie cytaty o „girlpower” i motywacyjne frazesy o wierze we własne możliwości schowały się gdzieś za kobiecą niepewnością. Wydawnictwo „Stary Lew” okazało się jednak prawdziwe - wśród jego perełek znalazłam nawet słynne „Mapy” Aleksandry i Daniela Mizielińskich, co od razu wzbudziło moje zaufanie. „No dobrze, ale od samej propozycji do publikacji jest jeszcze długa droga i wydawnictwo w każdej chwili może się rozmyślić” - pomyślałam, niczym godna następczyni zawsze pozytywnego Kłapouchego. Nawet gdy na moje konto wpłynęła zaliczka postanowiłam dalej trzymać wszystko w sekrecie i wciąż powtarzałam sobie, że to nie może być prawda. Ale gdy do moich drzwi zapukał kurier z zagraniczną przesyłką i egzemplarzem mojej książki w obcym języku, czułam się naprawdę dumna - ktoś poza Polską docenił moją pracę, chociaż mało kto słyszał tam o moim blogu czy rodzinnych konotacjach. Naprawdę dziwne uczucie”.
 


To pierwszy zagraniczny sukces książek blogerki, która nie ukrywała zaskoczenia i radości zainteresowaniem ze strony wydawnictwa Stary Lew, działającego za naszą wschodnią granicą. Zresztą jej fani całkowicie podzielili jej entuzjazm i pod postem zostawili prawie 700 komentarzy i ponad 15 tysięcy polubień. Czy również i u naszych sąsiadów stanie się bestsellerem? Trzymamy kciuki i gratulujemy! I coś czujemy, że to dopiero początek zagranicznych wydań.

Zobacz także: Garderoby i toaletki blogerek, za które oddałybyśmy wszystko! >>>